W ostatnich latach coraz częściej podaje się w wątpliwość pojęcie „polityki tożsamościowej”. Zarzuty wobec tej nośnej frazy wymierzone są w queerowe tożsamości, samoidentyfikacje i reprezentację w sferze publicznej. Ich autorzy podnoszą, że queerowe osoby chcą wprowadzać w społeczeństwie podziały, narzucać innym własne reguły językowe i „zagrażają wolności słowa”. Źródłem takich głosów są konserwatyści, tacy jak, w Niemczech, polityk CSU Markus Söder, który wprowadził w Bawarii zakaz stosowania form inkluzywnych w komunikacji oficjalnej, czy, w Polsce, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Karol Nawrocki, który wrzucił do niszczarki okładkę komiksu Mai Kobabe Genderqueer. Ale nie tylko – padają one z różnych stron sceny politycznej.
Ataki wymierzone w osoby interpłciowe, trans- i niebinarne naruszają solidarność queerowej społeczności, ale też opierają się na przemilczeniu naszej wspólnej historii. Tymczasem spoglądając wstecz, można wyraźnie zobaczyć, że były one splecione od zawsze. Queerstoria, zarówno polska, jak i niemiecka, obfituje w biografie osób podważających obowiązujące normy płci, seksualności i ekspresji z pozycji kobiecych*. Potwierdza to historyczną tezę, że powstanie queerowych tożsamości kobiecych* w nowoczesnym rozumieniu ma wspólne źródło: z jednej strony binarny system płci i podział ludzi na mężczyzn i kobiety, z drugiej – oddzielenie orientacji seksualnej od tożsamości płciowej, które można powiązać z epoką kolonialną i ówczesną ideologią ewolucjonistyczną1.
Przyjrzymy się zatem tym splotom i przecięciom począwszy od XIX wieku do współczesności: kształtowaniu się queerowych kobiecych* tożsamości we wzajemnych relacjach, ich funkcjonowaniu we wspólnych przestrzeniach, wreszcie – ich reprezentacji w kontekście solidarności.
WAHLVERWANDTSCHAFT W EPOCE PRZEDLESBIJSKIEJ
„Historia osób queerowych na ziemiach polskich w XIX i XX wieku jest niezwykle zróżnicowana. Nie ma jednej queer historii” – mówi Joanna Ostrowska, historyczka i autorka wielu publikacji z zakresu polskiej i niemieckiej historii odmieńczości. „W zaborze pruskim, czyli np. w Poznaniu, w szkole uczono się obowiązkowo niemieckiego. Znajomość języka zaborcy dawała osobom queerowym dostęp do bogactwa odmieńczej kultury Berlina albo Hamburga. Zupełnie inaczej żyło się osobie urodzonej w tym samym roku w zaborze rosyjskim, np. w Warszawie”. Różne były też kodeksy państw zaborczych. „Do 1932 roku, więc także w okresie II Rzeczpospolitej, homoseksualni mężczyźni byli prześladowani w Warszawie albo w Poznaniu (paragrafy rosyjski i pruski). W Krakowie można było sądzić także lesbijki, ponieważ obowiązywał tam kodeks austriacki penalizujący osoby queerowe obu płci. Dlatego polska historia queerowa jest niezwykle regionalnie zróżnicowana. Kluczowy jest zawsze kontekst”. Właśnie z uwagi na złożony kontekst kulturowy XIX-wieczne queerstorie tworzą migotliwą mozaikę tożsamości i relacji społecznych.
Przykładem jest biografia Marii Rodziewiczówny (1864–1944), która dorosłą część życia spędziła, zarządzając dworem w Hruszowej na pograniczu polsko-białoruskim, a przy tym regularnie bywając w Warszawie. Bogata twórczość pisarki, obejmująca ponad 30 powieści i współcześnie kojarzona raczej z patriotycznym i konserwatywnym zacięciem, czytana z perspektywy queerowej odsłania wiele tropów odsyłających do życia z kobietami, jakie wiodła. Wiedzieli też o nim współcześni. Jan Widacki, rozmówca biografki Rodziewiczówny, Emilii Padoł, i potomek sąsiadów pisarki w Hruszowej, wspominał: „W starszym pokoleniu mojej rodziny lesbijstwo Rodziewiczówny było oczywiste. Żartowano sobie, że mieszka z żoną. Przy całej ówczesnej pruderii i konserwatyzmie nikogo to chyba jednak nie dziwiło ani nie gorszyło, choć było przyczyną rozmaitych złośliwości i docinków. Sama Rodziewiczówna godziła jakoś swoją orientację z konserwatywnym ultrakatolicyzmem”2.
Rodziewiczówna kochała kobiety i żyła z partnerkami na co dzień – najpierw z Heleną Weychert, a następnie z Jadwigą Skirmunttówną. Ta ostatnia, autorka wspomnień o pisarce, opisała ich relację niemieckim wyrazem Wahlverwandtschaft oznaczającym „powinowactwo z wyboru”. Jej przykład dobrze ilustruje płynność kategorii związanych z płcią i seksualnością w czasach poprzedzających naukowy opis transpłciowości. Żyjąca wcześniej (mimo że zmarła w trakcie drugiej wojny światowej) Rodziewiczówna nigdy nie określiła wprost swojej tożsamości płciowej. Mogła być – jak spekuluje Padoł – trans mężczyzną, osobą niebinarną lub (dodajmy: niekoniecznie cispłciową) lesbijką; mogła też performować kobiecą męskość, o której pisał w Female masculinity Jack Halberstam, a tożsamość płciowa mogła być dla niej sprawą drugo- lub trzeciorzędną.
SEKSUOLOGIA W WEIMARSKIM BERLINIE
W Republice Weimarskiej koniec XIX wieku przyniósł zainteresowanie kobiecą homoseksualnością i transpłciowością. W awangardzie rozwoju znalazł się zwłaszcza Berlin, głównie za sprawą badań naukowych i aktywizmu lekarza Magnusa Hirschfelda, założyciela (w 1897 roku) Komitetu Naukowo-Humanitarnego – pierwszej na świecie organizacji działającej na rzecz osób queerowych. Jednym z jej celów były edukacja niemieckiego społeczeństwa i zniesienie penalizującego męską homoseksualność od 1871 roku paragrafu 175. Zniesienie, do którego – jak wiemy – nie doszło: podczas drugiej wojny światowej stał się on podstawą nazistowskiego prześladowania mężczyzn uznanych za homoseksualnych, „różowych trójkątów”, i obowiązywał aż do roku 1994; jeszcze do tego wrócimy.
Założony przez Hirschfelda w międzywojniu w Berlinie Instytut Seksuologiczny stał się ośrodkiem debaty naukowej i aktywizmu na rzecz osób queerowych. Jednym z obszarów badawczych były interseksualność i transpłciowość; instytut wydawał osobom transpłciowym zastępcze dowody osobiste, znane jako „certyfikat transwestyty” (niem. Transvestitenschein), które były rozpoznawane przez państwo i pozwalały osobom transpłciowym bezpiecznie funkcjonować w przestrzeni publicznej. Dokonywano również pierwszych, pionierskich, ale nie zawsze udanych, zabiegów w ramach tranzycji medycznej: jedną z pacjentek Hirschfelda była duńska malarka Lili Elbe (1882–1931), która przeszła tranzycję w 1930 roku. Jej autobiograficzne zapiski stały się kanwą wielu tekstów kultury i podstawą walki o prawa polityczne osób podważających normy płci.
LEWY BRZEG BERLINA
Kształtowaniu queerowych tożsamości w Republice Weimarskiej przez rozwój naukowy towarzyszyło powstawanie stowarzyszeń, przestrzeni wspólnych i mediów skierowanych konkretnie do queerowej społeczności. Wśród nich pojawiały się inicjatywy przeznaczone specjalnie dla kobiet, pochodzących z różnych klas i warstw społecznych. Przestrzenie te można nazwać w przenośni „lewym brzegiem Berlina”3.
Ważną rolę w tworzeniu kultury lesbijskiej* odgrywała lesbijska aktywistka Lotte Hahm (1890 –1967), działająca na rzecz zarówno lesbijek, jak i osób trans. W 1926 roku założyła Violetta Damenklub („Klub dla Pań Violetty”), który szybko stał się ważnym ośrodkiem berlińskiej kultury lesbijskiej. Damenklub – słowo „Dame” było, obok „Freundin”, jednym z powszechych kodów oznaczających lesbijkę – był nie tylko miejscem przyjemności, ale też sieciowania i mobilizacji politycznej. Osobiście zaangażowana w ten jego aspekt była Hahm, która rozwijała sieć kontaktów, pomagała lesbijkom i osobom trans szukać bezpiecznych miejsc w całych Niemczech, wspierała środowiskowe czasopisma i tworzyła miejsca pracy: razem z partnerką Käthe Reinhardt otworzyła kilka innych barów, w tym Monokel-Bude i Manuela-Bar. W ich ofercie kierowanej do lesbijek znajdowały się tak zwane „wieczorki transwestyckie”.

Drogę do aktywizmu społecznego i budowania tożsamości zbiorowej kobietom i osobom kobiecym wytyczało również wysokonakładowe lesbijskie czasopismo „Die Freundin”, wydawane w latach 1924–1933 najpierw jako miesięcznik, a następnie tygodnik, i stanowiące organ organizacji na rzecz osób queerowych – Związku na rzecz Praw Człowieka (Bund für Menschenrecht). Specjalne dodatki i rubryki poświęcone transpłciowości szerzyły wiedzę na temat różnych tożsamości w obrębie społeczności. Czytelniczka określająca się jako „Ca, siostra z zachodniego brzegu Rzeszy” pisała w 1929 roku:
To właśnie tolerancją musimy się odznaczać, jeśli mamy domagać się tolerancji dla siebie. To przedmiot naszych wysiłków i cel naszego związku: zdobyć dla siebie miejsce pod tym słońcem, mieć prawo do życia zgodnie z naturą, jaką obdarzył nas Stwórca, wolnego od ostracyzmu ze strony społeczeństwa i policji. Czyż nie jesteśmy takimi samymi ludźmi? Czy Pan wymyślił nas tylko jako przymiarkę do dzieła stworzenia? Czy nie jest wyrazem pogardy dla kobiet uznawanie za podrzędne nas, które czujemy się kobietami (chociaż sprawiamy mylne wrażenie)?
Słowa te odsłaniają nie tylko pragnienie wzajemnego zrozumienia i tolerancji, ale też współczesne rozumienie tożsamości transowych i genderqueerowych. Pokazują również, że mimo rozwoju teorii seksuologicznych wiele osób miało własną wizję queerowości. Nierzadko częścią tej wizji były eksperymenty z ekspresją płciową, rolami płciowymi, ubiorem czy uczesaniem. Różne tożsamości płciowe, orientacje seksualne i indywidualne ekspresje płciowe traktowano jako współwystępujące i krzyżujące się. Podczas gdy w murach akademii panował binaryzm płciowy, queerowe osoby kobiece postrzegały swoją seksualność jako płynną.
QUEERSTORIE KOBIECE* I TRANS* W TRZECIEJ RZESZY
Tuż po przejęciu władzy przez NSDAP w 1933 roku naziści zaatakowali queerową kulturę Weimaru. Po nalocie na Instytut Seksuologiczny jego archiwa zniszczono, a księgozbiór spalono. Polityka wobec „certyfikatów transwestyty” była niejednolita: jednym osobom je odbierano, innym wstrzymywano wydanie nowych, a jeszcze innym je przedłużano. Społeczność trans znalazła się na łasce otoczenia.
Niektórzy przetrwali, jak Hertha Wind (1897–1972), która tranzycję przeszła w latach 30. i po zakończeniu wojny kontynuowała walkę o uznanie; jej historia w latach 50. obiegła media, a w roku 1955 pisały o niej między innymi „The People” i lokalna „Mannheimer Morgen”. Biografia Wind jest jednym z nielicznych świadectw osób trans, których życie rozciągało się od czasów Republiki Weimarskiej, przez czasy nazistowskie, aż do powojnia. Nie wszystkim udało się jednak ujść prześladowaniom. Część trafiła do obozów koncentracyjnych z paragrafu 175 albo jako tak zwane osoby aspołeczne lub kryminaliści. Określająca się jako „transwestytka” sexworkerka Liddy Bacroff (1908–1943), kilkukrotnie – jeszcze w latach 20. – aresztowana z paragrafu 175, trafiła do obozu w Mauthausen-Gusen. Pozostawiła po sobie dwa teksty napisane w więzieniach w latach 30.: Freiheit! Die Tragödie einer homosexuellen Liebe [Wolność! Tragedia miłości homoseksualnej] i Ein Erlebnis als Transvestit. Das Abenteuer einer Nacht in der Transvestitenbar Adlon! [Dośwadczenie transwestyty. Przygoda na jedną noc w barze dla transwestytów Adlon!].
Lesbijki* i inne queerowe kobiety, ale bez doświadczenia transpłciowości, niebinarności czy interpłciowości, nie były prześladowane z tego paragrafu, co mężczyźni; aresztowano je jako „aspołeczne”, co utrudnia ich wyodrębnienie, zwłaszcza że wiele ich nazwisk pozostaje ukrytych w dokumentacji sporządzonej z tytułu zesłania na tle rasistowskim – to kobiety i osoby żydowskie, Sinti, Roma. Brak akt policyjnych czy wypisów z archiwów obozowych komplikuje badanie ich historii, podobnie jak transpłciowych osób kobiecych*. „Wśród badających historię LGBT+ wciąż pojawiają się spory o to, w jakim stopniu osoby trans* były prześladowane w okresie narodowego socjalizmu. Gdyby nie przełomowe badania Rainera Herrna, Clary Hartmann, Kai* Brust, Noah Munier, Laurie Marhoefer czy Zaviera Nunna, trudno byłoby mi przebić się z moimi znaleziskami. W Polsce jesteśmy na początku drogi” – mówi Ostrowska, która w najnowszej książce Ślady. Historia pewnego archiwum (premiera: wrzesień 2025) skupia się głównie na opowieści o queerowych osobach kobiecych*”.
Badania historyczne dopiero w ostatnich dekadach skupiły się na portretowaniu życia w Trzeciej Rzeszy osób, które nie poddawały się heteroseksualnym i binarnym normom. Zdaniem Ostrowskiej istnieje „ocean nieodkrytych źródeł” na ten temat, jak sama jednak podkreśla, badanie tych biografii z perspektywy queerowej nastręcza trudności: „Doświadczenie nauczyło mnie, że najbezpieczniejsze dla osób bohaterskich jest unikanie procesu etykietowania na siłę. Czasem musi minąć wiele czasu, zanim uda mi się znaleźć źródło potwierdzające orientację seksualną i tożsamość płciową opisywanej osoby”. Zapytana o sposoby unikania sztywnych kategoryzacji, historyczka podkreśla znaczenie doboru źródeł i docierania do tych wytworzonych nie tylko przez oprawców, ale też osoby ze społeczności. Wówczas odsłania się inna historia. „Czasem osoby bohaterskie nie miały albo siły, albo możliwości, żeby opisywać siebie jedną kategorią. Mogło być też odwrotnie: mówiły o sobie jako o homoseksualistach, bo to był językowo rozpoznany teren – zauważa Ostrowska. – Wiele źródeł – tworzonych przez nie same, a nie przez oprawców – wskazuje jednak, że rozumiały swoją tożsamość jako płynną, na przykład gdy zamiennie używały zaimków w dziennikach”.
Jedną z takich bohaterek Ostrowskiej jest Krystyna Modrzewska (1919–2008), od 1962 roku publikująca jako Adam Struś, w pierwszej osobie i z użyciem męskich zaimków. „Biografia Krystyny jest skomplikowana i niezwykle płynna nie tylko w kwestii tożsamości płciowej, ale także etnicznej” – dzieli się najnowszymi odkryciami badaczka. – Jest też symboliczna dla XX wieku: obejmuje doświadczenia Krystyny zarówno jako prześladowanej Żydówki w Polsce wojennej i powojennej, jak i osoby queerowej żyjącej w wiecznym strachu. Dopiero na początku lat 90. Modrzewska napisała wprost o swojej »transseksualnej naturze«”. Bogatą twórczość Modrzewskiej badaczka postrzega jako nieoceniony przykład osobistego dokumentu . „Nigdy wcześniej nie spotkałam się z sytuacją, w której miałabym tak dużo materiału wspomnieniowego na temat trans* osoby żyjącej w Polsce. Krystyna używała męskich i żeńskich zaimków, pisała albo jako Adam, albo jako Krystyna. Jej życie było płynne”.

Archiwum Fotografii Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie. Zdjęcie na dole:
*Gert Liehr i jego wujek _Gehse. Źródło: Magnus-Hirschfeld-Gesellschaft Berlin (dostęp: 23.04.2025)
LESBIJKI W POWOJENNYCH NIEMCZECH I NOWY RUCH KOBIET
W okresie powojennym w Niemczech o seksualności, zwłaszcza lesbijskiej, milczano. Zmieniło się to dopiero w późnych latach 60., kiedy zaczęły powstawać kobiece ruchy polityczne. W obrębie Nowego Ruchu Kobiet, który rozwinął się w latach 70. i 80., w Zachodnich Niemczech (RFN) powstała silna kolektywna tożsamość i kultura lesbijska. Podobnie jak przed wojną, w lesbijskości dostrzegano wymiar polityczny i narzędzie oporu, a nawet zwalczania opresji w patriarchacie. Jedną z pierwszych takich grup, stanowiących część NRK, była założona w 1972 roku Homosexuelle Frauen Aktion w Kolonii, a wkrótce po niej jej kobiecy odpowiednik w Berlinie Zachodnim – Homosexuelle Aktion Westberlin. Jego uczestniczki określały się jako niehetero (niem. schwule Frauen, dosł. „pedałki”), organizowały protesty i podtrzymywały solidarność z całym ruchem kobiecym.

Podczas gdy w RFN queerowe kobiety coraz chętniej określały się jako lesbijki i niehetero, sytuacja we wschodnich Niemczech (NRD) była zgoła inna. Lesbijska tożsamość zbiorowa rozwinęła się tam słabiej, mimo że emancypacja kobiet w NRD była na wielu polach większa niż w Niemczech zachodnich. Można to przypisać innemu kształtowaniu się jednostkowych tożsamości, w tym tożsamości kobiecych*, po wojnie w obrębie kolektywnej tożsamości socjalistycznej. W połączeniu ze strachem przed represjami oznaczało to tyle, że tylko nieliczne kobiety otwarcie określały się jako lesbijki. Zwiastunem zmiany była pierwsza tworzona przez lesbijki niezależna grupa w NRD: Lesbijki w Kościele (Die Lesben in der Kirche). Założona w 1982 roku, definiowała się poprzez wspólne cele polityczne walki z dyskryminacją mniejszości seksualnych i między innymi z tego powodu była inwigilowana przez Stasi. W podobny sposób różowa kurtyna dzieliła społeczność osób trans. Przykładem jest biografia pisarki Jayne-Ann Igel, która jak sama wspominała, dorastała w izolacji od innych osób transpłciowych, a o wydanym w RFN w 1980 roku tak zwanym „Akcie transseksualistów” (Transsexuellengesetz), prawie umożliwiającym w wybranych przypadkach zmianę oznaczenia imienia i płci, dowiedziała się dopiero w roku 1989. Wówczas, po zjednoczeniu Niemiec, rozciągnięto je na całe Niemcy.
REPREZENTACJA LESBIJSKA* I QUEEROWA SOLIDARNOŚĆ DZISIAJ
Lesbijski* świat dzisiaj składa się z wielu baniek. Z jednej strony rośnie akceptacja za sprawą formatów telewizyjnych, takich jak lesbijski program randkowy Princess charming, i licznych coming outów w reprezentacji w piłce nożnej. Z drugiej społeczny skręt na prawo powoduje wzrost ataków na osoby uczestniczące w marszach równości.
Bela, która pracuje w projekcie „100% Mensch”, opowiada nam o queerowym lokalu Utopia Kiosk w Stuttgarcie. Przychodzą tam osoby, które nie czują się dobrze w innych queerowych przestrzeniach, bo te są zdominowane przez mężczyzn, białych gejów. A nie wszyscy z nich chcą się zrzec przywilejów. To samo zresztą dotyczy lesbijek, które nie chcą otwierać swoich przestrzeni na osoby trans. „Świadomość intersekcjonalnego feminizmu jest wciąż niska” – mówi Bela. Widzi w tym problem, bo ruch antytrans zaczął ostatnio rosnąć w siłę polityczną. Jako przykład Bela podaje uchwaloną przez Bundesrat na początku tego roku ustawę o wsparciu dla ofiar przemocy (Gewalthilfegesetz). Przewidziano w niej wprawdzie pomoc dla schronisk dla kobiet, ale wprost wykluczono osoby trans, niebinarne i interpłciowe.
Strukturalna dyskryminacja tego rodzaju, ale też globalny wzrost transfobii to ważne powody, dla których musimy wzmacniać solidarność. Mimo konfliktów środowiskowych, które zdarzały się zawsze, możemy, ucząc się i poznając naszą wspólną historię – historię płynności i współdziałania – czerpać z niej siłę do odbudowy solidarnych więzi.
Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w magazynie kobiet queer* „LesBiLans” wydawanym przy okazji Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer.
Publikacja powstała przy wsparciu n-ost i została sfinansowana przez Fundację Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość (EVZ) oraz Federalne Ministerstwo Finansów (BMF) w ramach programu edukacyjnego dotyczącego niesprawiedliwości nazistowskiego systemu.
- M. Dębińska, Transpłciowość w Polsce. Wytwarzanie kategorii, Wydawnictwo Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 2020, s. 48. Tożsamości kobiece, w tym transkobiece, były podporządkowane interesom patriarchatu i jego dyscyplinującym praktykom, opisywanym przez feministyczne, lesbijskie i transpłciowe historyczki, takie jak Marie Jo-Bonnet, Sandy Stone czy Susan Stryker. ↩︎
- E. Padoł, Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023, s. 97. ↩︎
- Nawiązujemy do tytułu rozdziału książki Anny Dżabaginy Kalkowska. Biogeografia (Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2020), w którym autorka obszernie pisze o tamtejszej lesbijskiej, jak ją określa, subkulturze. ↩︎


