Superdrożdżyca
Aleksandra Kasprzak

śmierć jelonka

Podczas rodzinnej wigilii pomyliłam wujka Cześka z sumem. Zawartość jego talerza przypominała mokry pokarm dla ryb. Miałam sześć lat.

– Ej, mała. Pamiętasz Bambi?

Wujas zastrzygł wąsem. Wiedzieliśmy, że to oznaka rozrzewnienia. Zebraliśmy się przy talerzu Cześka jak ławica.

Uroczystym ruchem odblokował telefon. Naszym oczom ukazało się rozpikselowane truchło jelenia. Czesiek siedział obok zdobyczy w słowiańskim przykucu. Mama zasłoniła mi oczy kanapką z kotletem.

Wujek zaśmiał się i powiedział, że idzie zadymić. Z jego podeszew kapała krew.

– Ucz się życia, mała, jeszcze kilka lat i zakrwawisz majteczki.

Nie chciałam, żeby jakiś jelonek umarł w mojej bieliźnie. Odłożyłam kanapkę i zamknęłam się w łazience.

Gdyby ktoś złowił wujka w wannie, wystarczyłoby, żeby wyżywić dwie rodziny.

śmierć oczekiwań

– Ej, mała. Jak stara cię robiła, to siedziała czy stała?

Całe akwarium w śmiech. Wąsy Cześka drgały w rytm wokalu Krawczyka. Jaro klepał wuja po udzie, zanosili się od rechotu, aż przewrócili karty i atlas ryb słodkowodnych. Dywan uniósł się w powietrze, wzniecając zasłonę dymną.

Czy to ziemia, po której stąpał Bambi?

Ktoś otworzył szampana, ktoś zdjął skarpetki, ktoś zwymiotował do bigosu, ktoś wyrwał włos z wąsa Cześka pęsetą. Dziesięć sekund. Wujek zerwał się na równe płetwy, podniósł mnie tak, bym zrównała się twarzą z żyrandolem, z którego zwisała pocztówka ze świętą Natalią. Trzy.

– Bylebyś bogato wyszła za mąż, mała. Wtedy twoich starych będzie stać na niańkę.

Jaro podniósł wujka, dzięki czemu moja głowa uderzyła w sufit.

Posypał się tynk. Moja utwardzona krwią fryzura wyglądała jak trwała.

Przebiłam się do sąsiadów z drugiego. Siedzieli przy tablicy spirytystycznej i pomylili mnie ze zmarłym dziadkiem.

To ostatni sufit, który przebiłam z taką łatwością.

śmierć zdrowej pochwy

Nigdy nie dowiedziałabym się, że jestem superbohaterką, gdyby nie drożdżyca. Z okazji infekcji intymnej moja dziewczyna upiekła mi tort w kształcie grzyba.

Ginekolożka była miła. W gabinecie nie włączyła soundtracku ze Szczęk, nie spanikowała na dźwięk słowa „lesbijka”, nie wręczyła mi broszury reklamującej zdrowy heteroseksualizm jako metodę profilaktyki przeciw farbowaniu włosów. Spojrzała w moją pochwę, nie pytając, kto to pani tak spierdolił.

– Mhmmmm… Ciekawe… Osobliwe… Eeee…

Czy to normalne komentarze podczas dopochwowego USG?

Nagle odskoczyła od moich narządów płciowych.

– A więc to pani.

– Ja co?

Przecięła skalpelem rękawiczki i rzuciła się do regału. Zaczęła kartkować starą księgę, a ja naciągnęłam spódniczkę.

– Azaliż jej torbiel będzie orężem, które zwycięży Patriarchatusa. Przez niego wielkie artystki cerują wielkie skarpety dla wielkich paluchów wielkich panów, którzy w wielkich buciskach robią wielkie kroki. Jej moc przyjdzie jak infekcja. Na skrzyżowaniu macicznego tyłozgięcia zabłyśnie symbol uniesionej pięści. To wewnątrzmaciczny kosmiczny lesbijski feminizm.

– Zobaczyła to pani w mojej pochwie?

– Zobaczyłam w niej cały świat. Nie przerywaj.

Jej tekst zabrzmiał, świadomie lub nie, jak słaby podryw polonistki lesbijki lub wiersz Wojaczka.

– Ta endometriotyczna istota, która lubi podobne sobie. Udowodni, że lesbijska miłość jest uczuciem generującym błąd w systemie. Antykapitalistycznym puczem. Keczupem na zupie. Drużyną, która nie wytrenuje nowego prądojada. Wymierającą spółdzielnią, która zostawi po sobie archiwum rozmów na Messengerze, bo od prężenia się w blasku sławy ważniejsze są głaskanie po brzuszku, szejk truskawkowy i opieka nad futerkowym stworzeniem. Krew jej przyszłe bohaterki, a imię – Potężne Lesbijskie Cyferki.

– Dlaczego nie czterdzieści i cztery?

– Ten numer zajął mężczyzna. Zresztą to nawet nie cyfra. Jesteś całym zbiorem, Potężna Lesbijska Cyferko.

Wręczyła mi receptę na globulki dopochwowe.

– Śmierć z krindżu to najbardziej bohaterska śmierć na świecie.

śmierć mody

Zabicie patriarchatu było możliwe tylko z pomocą Sansy Pansy.

Moja towarzyszka czekała w łóżku, popijając naczosy kawą.

– Ginekolożka powiedziała, że jestem lesbijką, która zniszczy patriarchat. Potrzebuję stroju kowbojki.

– Widziałam buty z ostrogami na Vinted.

Moja dziewczyna zawsze bierze mnie na poważnie. Nieważne, czy proponuję upieczenie wegańskiego sznycla w tosterze, czy targnięcie się na system społeczny.

– Musimy zniszczyć bossa.

– Kobieto, potrzymaj mi kawę.

śmierć patriarchatu

Korpo, w którym pracował Czesiek, wyglądało na akwarium. Przeszklone ściany, wystawy eleganckich kamieni, synchronicznie pływające działy.

Wujek mówił o sobie, że jest CEO w Wyższej Szkole Robienia Hałasu. Jego faktyczna pozycja była równie zaszczytna. Piastował funkcję eksperta od krzyczenia na innych, że kawa była za słona.

– Mówiłem ci, mała, że po humanie to nie wezmą cię nawet w McDonaldzie. Ooo, i przyprowadziłaś piękną koleżankę, blondyneczkę, ajjjj. No, chodźcie, akurat mam przerwę. Wujek zaprowadzi was do knajpy. Anetka, chodź z nami.

Asystentka od krzyczenia na innych, że kawa była za słona, oderwała się od polerowania eleganckiego kamienia i stanęła obok Cześka na baczność.

Wujek roztaczał po biurze woń martwego żbika zmieszaną z węglowym zapachem Samca Alfa, który co rano morsuje i wyciska na klatę truchło mamuta.

Knajpa nie była wegańska.

– Hej, mała, ta twoja koleżanka to wolna jest? A może pracy szuka? My tu ślicznotkami nie gardzimy, ajjj, spróbuj sobie kotleta z jelenia. Anetko, uzupełnij szefuńciowi kufel, bo alkohol to wróg, więc lej go w mordę.

Feromony wujka sprawiły, że po kilku minutach przy stole zgromadziła się wataha chlorów zerujących piwo na bojowy okrzyk Cześka.

– E, mała. Z całym szacunkiem, ale zamiast kręcić się po mieście, to może by cię w końcu zapłodnił jakiś fagas?

Czwarty kufel wszedł jak zły. Z rozgadanego alkowodza przemienił się w obślizgłego suma, a jego płetwa zadomowiła się na nerwowo podrygującym kolanie Anety.

Spojrzałam na Sansę Pansę. Byłyśmy gotowe.

Ugryzłam swoją dziewczynę w usta, a ta złapała mnie za włosy i usiadła mi na kolanach. Mężczyźni zaczęli wiwatować, klepać Sansę po plecach, próbując odnaleźć drogę do tyłka.

Wujek pocił się nad nuggetsami.

Przerwałyśmy pocałunek i zastygłyśmy w czułych objęciach.

Pierwszy mężczyzna padł zdezorientowany. Drugi umarł z nudów. Trzeci – z zazdrości.

Wujas mlasnął niezadowolony.

– No, no, mała. Taką to i ja bym cimcirimci. – Nachylił się do nas, aż poczułam rybi smród. Przejechał otłuszczoną ręką po łydce Sansy Pansy i polizał ją po uchu.

Wtedy Anetka podała mi widelec, a ja wbiłam go Cześkowi w język.

– Ale n-noggi osssem na dzesec…

Zakrzywił mu się wąs. Wypuściłam z rąk widelec, a wujek upadł na mokrą od browara podłogę.

Podobno filet z Patriarchatusa chodzi taniej niż mintaj.


Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w magazynie kobiet queer* „LesBiLans” wydawanym przy okazji Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer.

Aleksandra Kasprzak

Aleksandra Kasprzak

(ona/jej) Dziennikarka satyryczna w „ASZdzienniku”, slamerka, memiara, komiczka. Uparcie dąży do miana „córki koleżanki twojej starej”. Zdobywczyni Nagrody Publiczności w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina (2023). Finalistka 18. edycji Połowu Biura Literackiego za projekt książki Wydrąż mi rodzinę w serze.
Z tej samej kategorii:

Rana (fragment)

Kto rzucił na ciebie urok, zapytała mama, gdy powiedziałam jej, że Katia nie jest moją przyjaciółką, tylko kochanką. Nikt nie rzucił na mnie uroku, odpowiedziałam. Nie mogłam jej się przyznać, że lesbijstwo nie jest stanem wymuszonym, więc wytłumaczyłam jej, że jestem...

Poza bezbarwną tęczę

Mam pewną koszulkę i często się waham, czy ją założyć. Na koszulce wydrukowana jest czarno-biała, bezbarwna tęcza. Na dole napisano „Русская рАДуга”. To znaczy coś w rodzaju „Tęczowe rosyjskie piekło”. Mam 36 lat i mieszkam w Trójmieście. Jestem wyoutowaną lesbijką,...

„Ja nie pytam – oni nie mówią”

Krótka historia o niewidzialności tęczowych rodzin Prowadzimy podkast o literaturze, w którym omawiamy książki poruszające ważne tematy społeczne. Niedawno odezwała się do nas pracowniczka ośrodka pieczy zastępczej z propozycją, żebyśmy w jednym z odcinków podjęły...

Tagi: