Niewidzialne przyjaciółki
Miłość czy przyjaźń? Jak je zdefiniować w odniesieniu do związków między kobietami w historii? Gdzie leży (niejednoznaczna) granica między jedną a drugą? Pytania te często pojawiają się wśród historyków i historyczek badających relacje między kobietami żyjącymi ponad sto lat temu. Wysuwając tezę na temat homoseksualnych relacji, często słyszymy, głównie ze strony prawicowców, kontrargument: „Nie ma dowodów na homoseksualność Marii Dulębianki i Marii Konopnickiej. To były przyjaciółki!” – i to nie tylko w kontekście związku obu Marii, ale również innych postaci historycznych. Oczywiście nie da się udowodnić czyjejś orientacji seksualnej. Dysponujemy jedynie pewnymi faktami, które mogą nas nakierować na właściwy trop.
Współlokatorki na cenzurowanym
Tak jest w przypadku Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej. Temat ich homoerotycznej relacji, odbicie ich emocji i głębokiej więzi pojawia się w dziennikach i listach, które do siebie wysyłały. Jak jednak wygląda sytuacja z tymi, które żyły wcześniej? Z tymi, po których ślady praktycznie się nie zachowały lub które były skutecznie cenzurowane, jak w przypadku wspomnianej Dulębianki i Konopnickiej? Czy owa cenzura, którą nakładały na siebie obie Marie (Konopnicka niszczyła większość otrzymywanej korespondencji), nie jest wynikiem wymazywania egzystencji lesbijskiej, która mogła stanowić dowód na ich emocjonalną więź? Oczywiście fakty, które kierują nas na trop dotyczący charakteru ich relacji – tj. wspólne życie, podróże, mieszkanie, wzajemna troska – wskazują, że był to związek. Podobnie jest w przypadku Stefanii Wekslerowej, znanej feministki związanej z Zofią Poznańską, Marii Rodziewiczówny i Jadwigi Skirmunttówny czy Heleny Weychert, albo Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit i jej związku z Józefą Bojanowską. Przykładów jest wiele.
Już samo dzielenie codzienności z drugą kobietą jest pewną poszlaką. Zwłaszcza w czasach, kiedy, jak zauważają autorzy wstępu do antologii polskiej literatury queerowej Dezorientacje, relacje między dwiema kobietami były alternatywą dla instytucji małżeństwa. Krzysztof Tomasik w Homobiografiach stwierdził, że nawet jeśli kobiet nie łączyła relacja romantyczna bądź erotyczna, nie zmienia to faktu, że kobieta, która wybrała na towarzyszkę życia drugą kobietę, pozostaje w relacji homoseksualnej, a chyba „można mówić o związku w przypadku osób, które razem mieszkają i podróżują”. Podobnie definiowała to historyczka Iwona Dadej: te związki to „wspólne życie dwóch kobiet, będących dla siebie towarzyszkami życia, zarówno na płaszczyźnie zawodowej i ideologicznej, jak i towarzyszkami wspólnego, prywatnego życia”. Z dzisiejszej perspektywy odpowiedź na pytanie o charakter związków kobieco-kobiecych może być jednoznaczna. Dlaczego jednak wtedy, w XIX w. i początku XX w., relacje te były cenzurowane, jeśli chodzi o cechy romantyczne i erotyczne? Dlaczego nazywane były „przyjaźnią”?
Miłość czy przyjaźń?
Odpowiedź nie jest taka prosta, zwłaszcza jeśli chodzi o ziemie polskie. Żeby określić, jak postrzegano na tym obszarze relacje homoseksualne kobiet na przełomie XIX i XX w., trzeba wyjrzeć poza granice zaborów. Duży wpływ na obyczaje w Europie miały Francja i Anglia. W XVIII w. popularna w obu krajach – zwłaszcza w oświeceniowej Francji, w której erotyzm między kobietami wzbudzał duże zainteresowanie – była idea „safizmu”. Istniała wtedy „podziemna” gazeta „Correspondace littéraire, philosophique et critique” (wywodząca się ze środowiska encyklopedystów, kopiowana odręcznie, by uniknąć cenzury, przeznaczona dla około piętnastu europejskich arystokratów), poświęcająca szczególną uwagę tematowi Lesbos i Safony, który przestał być przedmiotem dyskursu, a stał się jednym z powodów emancypacji w środowiskach artystycznych i literackich, a także źródłem podziwu francuskich literatów i arystokracji (głównie ze względu na pobudzanie męskich fantazji erotycznych). Jak napisała Marie-Jo Bonnet w znanej książce Związki miłosne między kobietami od XVI do XX wieku: „Nigdy przedtem, w żadnej epoce, nie było takiej tolerancji dla kobiet, które »przepadają za osobami własnej płci«”. Dotyczyło to głównie aktorek teatralnych, jednak z biegiem czasu owa tolerancja objęła również reprezentantki innych dziedzin życia społecznego.

Obyczaje wyznawczyń „kultu Lesbos”, jak nazywano wtedy grupy kobiet otwarcie manifestujących swój pociąg do osób tej samej płci (lesbijki określanych wówczas jako trybady) – np. rzekoma „sekta Anandryn” kierowana przez francuską aktorkę i lesbijkę Françoise Raucourt – nie były jednak na tyle swobodne, żeby lesbijkom nie groziła kara śmierci czy więzienia. Teoretycznie tolerowane przez ruch libertynizmu, w praktyce nawet według libertynów musiały pozostawać w tajemnicy, ukryte, ściśle zamknięte – bo były kobietami, a więc pozbawione były podmiotowości i wolności równej mężczyznom. Temat Safony, podejmowany i kompulsywnie przywracany w sztuce przez mężczyzn, związany był nie tylko z ich fantazjami seksualnymi, lecz także z lękiem, jaki budziły w mężczyznach niezależne i samowystarczalne kobiety w relacjach nieheteronormatywnych. Potwierdzeniem jest wymazywanie lesbijskości z kolejnych wersji safickiego mitu oraz zacieranie wszelkich śladów potwierdzających jej istnienie wśród żyjących ówcześnie kobiet. Pod koniec wieku stosunek do kobiet kochających kobiety znacznie pogorszyła rewolucja francuska, która potępiała wszelkie kobiety wymykające się normie.
Podobnie było w wiktoriańskiej Anglii, w której na skutek represji seksualnych związki kobiece zostały nazwane grzecznie „przyjaźnią”, gdyż, jak podsumowała to Bonnet: „Miłość między kobietami oddziela je od społeczeństwa, ale przyjaźń uspołecznia. Jest ona, w odróżnieniu od rodziny, jedyną potężną twórczynią więzi społecznych między istotami zindywidualizowanymi”. Mimo dotkliwych represji, na jakie narażona była miłość kobiet, nie zniknęła ona z kart historii, o czym świadczyć mogą kolejne „safickie skandale”.
Temat Safony, podejmowany i kompulsywnie przywracany w sztuce przez mężczyzn, związany był nie tylko z ich fantazjami seksualnymi, lecz także z lękiem, jaki budziły w mężczyznach niezależne i samowystarczalne kobiety w relacjach nieheteronormatywnych.
W pierwszej połowie XIX w. emancypacja lesbijek osiągnęła we Francji kamień milowy dzięki kontrowersyjnej powieści George Sand Lelia: zauważono, że prawdziwym zagrożeniem dla patriarchatu nie jest samo pożądanie „trybad”, ale wyrażana otwarcie miłość kobiety do kobiety. Sand przerwała milczenie i to dzięki jej osobowości do publicznego, męskiego dyskursu we Francji weszło określenie „przyjaciółki”. Słowa „trybady” i „lesbijki” zostały natomiast w połowie wieku zniekształcone przez publicystów (zajmujących się nierzadko sztuką Safony – i przekształcających ją, by przedstawić porażkę kobiet dążących do samodzielności), którzy mieli do tematu stosunek wyłącznie konsumpcyjny. Théodore de Bainville, dziewiętnastowieczny francuski poeta i pisarz, zapytał wręcz: „Dlaczego [Safona] pojawia się niczym wyrzut i pogróżka drzemiąca na dnie wszystkich niespokojnych serc […]? Opowieść o Safonie to nasza historia, jej szaleństwa to obłąkana furia otaczających nas kobiet”. Kobiety były więc ogromnym zagrożeniem dla społeczeństwa patriarchalnego i mimo istnienia lepiej niż w poprzednim wieku zorganizowanych (i bardziej świadomych) grup kobiecych, dla bezpieczeństwa nazywały się „przyjaciółkami” – również dlatego, że ówczesna emancypacja skupiała się na innych aspektach niż seksualność.
„Sodomitki” żądają pełni życia
A jak to wyglądało na terenach Polski? Kiedy rozpoczęła się tutaj historia „kobiet kochających kobiety”? Niestety nie ma zbyt wielu informacji o polskich lesbijkach do XIX w. Ich istnienie przesłonięte było większą tajemnicą niż w przypadku gejów. Niewidoczność i dyskrecja miały negatywny skutek – lesbijki praktycznie nie zapisały się w historii, co stało się podstawą twierdzeń o ich nieistnieniu. Jedna z niewielu wzmianek, pochodząca z końca XVII w., związana jest z Elżbietą Petrosolinówną, którą oskarżono o uprawianie sodomii z dwórką. Miało to jednak podłoże polityczno-religijne związane z procesem przeciwko przedstawicielom innego wyznania niż katolickie w gminie kalwińskiej. Katolicy powszechnie oskarżali wówczas kalwinów o sodomię, był to więc świetny argument za unicestwieniem tego wyznania na terenie małopolskiego Chmielnika. Ostatecznie Elżbietę uniewinniono, jednak mienie kalwińskie skonfiskowano. Inną wzmianką o relacjach między kobietami jest zapis z 1792 r. autorstwa Tymoteusza Szczurowskiego, który domagał się kary śmierci dla niewiast uprawiających sodomię. Czy taka kara faktycznie spotkała kobiety w tym czasie? Nie wiadomo.
W XIX w. Polacy i Polki uciekający z terenów zaborów masowo kierowali się do Francji, której wpływy silnie przenikały do mentalności polskich emigrantów i emigrantek (począwszy co najmniej od XVIII w. i za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, gdy pośredniczył w tym same król). Świetnym przykładem spolszczenia wpływów francuskich jest oczywiście Narcyza Żmichowska, która, choć urodzona w zaborze rosyjskim, silnie związana była z Francją. Powieściopisarka, prekursorka feminizmu w Polsce i inicjatorka grupy „Entuzjastek”, wielokrotnie podróżowała do Paryża. Pod wpływem twórczości i biografii George Sand skróciła włosy i zaczęła palić cygaretki. Nigdy też nie wyszła za mąż ani nie miała dzieci, a jej życie rodzinne ograniczało się do „Entuzjastek”, z którymi relacje nazywała „posiestrzeniem”. Dzięki zachowanym listom znamy gorące uczucia, jakimi darzyła swoje uczennice i przyjaciółki. Jak zauważyła Katarzyna Nadana-Sokołowska, „Entuzjastki” przypominają wspólnotę kobiet zgromadzoną wokół Safony. Poza tym Żmichowska była również rówieśniczką Rosy Bonheur i nieuniknione, że słyszała o tej nonkonformistycznej słynnej malarce, otwarcie żyjącej w związku z „nieodłączną przyjaciółką” Nathalie Micas.
Przyjaźń między kobietami, ze względu na rolę kobiet i ich postrzeganie w społeczeństwie, była traktowana jako mniej znacząca, podrzędna. Możliwe, że otwarte związki kobieco-kobiece, będące tak kontrowersyjne w pierwszej połowie XIX w., nie chciały być głównym celem ostracyzmu ze strony konserwatystów, gdyż podobnie jak w Europie, nie na tym skupiały się wtedy ruchy emancypacyjne kobiet w Polsce (a skupiały się m.in. na prawach wyborczych, prawach do studiowania na publicznych uczelniach). Ponadto od końca XIX w. wraz z rozwojem psychoanalizy teoria homoseksualizmu kobiet została zawłaszczona przez mężczyzn do męskich celów. Uważano, że powodem lesbianizmu jest pragnienie bycia mężczyzną, zazdrość o penisa – argumentowano to istnieniem „przerośniętej łechtaczki” przypominającej męskiego członka i wykorzystywanej w „niewłaściwych celach”. Postrzeganie lesbianizmu jako „wynaturzenia”, naruszającego wzorce obyczajowe, było zapewne kolejnym powodem, by milczeć i ukrywać własną relację pod łatką „przyjaźni”. W pseudonaukowych tekstach psychoanalitycznych nie chodziło o zrozumienie uczuć i relacji między dwiema kobietami, a marginalizację i próbę uświadomienia kobietom ich „właściwego” miejsca w społeczeństwie – jako opiekunek ogniska domowego, matek i żon. Między innymi z tego powodu na początku XX w. rozpoczęła się walka o wolność seksualną, które stały się elementem w późniejszych biografiach kobiecych. Jedną z pierwszych, które nawoływały do tego na terenach Polski, była Zofia Rygier-Nałkowska. W 1907 r. na obchodach jubileuszu Elizy Orzeszkowej połączonym ze Zjazdem Kobiet wygłosiła kontrowersyjny referat, w którym „domagała się rewizji zasad etyki społecznej i pełni życia” dla kobiet żyjących wbrew tradycyjnej moralności, szczególnie w dziedzinie erotycznej – prostytutek (jak je wówczas określano) oraz kobiet z tzw. towarzystwa, czyli lesbijek.
Postrzeganie lesbianizmu przez rozwijającą się od końca XIX w. psychoanalizę jako „wynaturzenia”, naruszającego wzorce obyczajowe, było zapewne kolejnym powodem, by milczeć i ukrywać własną relację pod łatką „przyjaźni”.
Poza barierę nieistnienia
Zarysowana powyżej historia lesbijek pokazuje, jak często nie były traktowane poważnie. Twierdzono, że nie istnieje i nie ma prawa zaistnieć coś takiego jak miłość (romantyczna/erotyczna) między dwiema kobietami – więc nikt nie zakwestionuje ich heteroseksualności. Wspólne mieszkanie, podróżowanie, a nawet czułostki nie wzbudzają takich podejrzeń jak w przypadku dwóch mężczyzn. Joanna Mizielińska w książce Płeć, ciało, seksualność. Od feminizmu do teorii queer stwierdziła, że marginalne traktowanie związków między kobietami „wzmacnia niewidoczność, nie-istnienie. Stanowi narzędzie wymazywania. […] W kulturze, w której kobieta i to, co kobiece jest deprecjonowane, wybór kobiet przez kobiety staje się niezrozumiały i niewart wzmianki”. Nawet nam w dzisiejszych czasach ciężko przełamać tę barierę nieistnienia. Jak więc to zrobić w przypadku kobiet żyjących przed nami? Nie jest to łatwe zadanie. Mimo że w XIX w. seksualność stała się przedmiotem publicznej dyskusji, to jednak nie wiemy, jak kobiety definiowały same siebie, swoją płeć, relacje i pożądanie. Być może nie jest możliwe określenie takich relacji. Pewnym tropem mogą być niektóre dzieła literackie autorstwa wymienionych wyżej kobiet (Biała Róża Żmichowskiej, W Weronie i Gabryeli Konopnickiej, Kobiety Nałkowskiej – zebrane w antologii Dezorientacje). Trybady, „przyjaciółki” czy nawet „bostońskie małżeństwa” – określenia te zostały wykreowane po to, by wytłumaczyć relacje dwóch kobiet i ich wspólne życie w sposób „bezpieczny”, bez burzenia stereotypów będących częścią patriarchalnego porządku. Nie stoi to jednak na przeszkodzie badaniom nad historią seksualności kobiet. Jest to potrzebne nam, współcześnie, gdyż – jak ujęła to Marie-Jo Bonnet – „Jest ona nieodzowna, aby historia kobiet odegrała dynamiczną rolę w walce z rzekomym »fatalizmem« kobiecej kondycji, łącząc nas w czasie i przestrzeni z jednostkowymi świadomościami kobiet”.
Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w magazynie kobiet queer* „LesBiLans” wydawanym przy okazji Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer.