Obudziło mnie ostre dzwonienie budzika.
– Już siódma – wymamrotała. Pewna, że to pomyłka, odwróciłam się do niej, na prawy bok. Mój wzrok pokonał ciemność. Nawet w porannym półmroku po jej twarzy było widać, jak przepełnia ją miłość.
– Dzień dobry – powiedziałam i zamknęłam oczy.
Niespodziewanie kołdra się podniosła, wpuszczając mróz z powrotem. Spojrzałam zdezorientowana.
– Muszę wstawać. – Uśmiechnęło się smutno, siedząc na skraju łóżka. Jego uśmiech dojrzałabym wszędzie, nawet w najciemniejszej grocie. – Ty leż. – Położyła rękę na moim mostku i przytrzymała delikatnie, kiedy próbowałam się podnieść.
– Och, nie. Ja z tobą – sprzeciwiłam się. Na samą myśl o rozłące, gdy przebywałyśmy przecież tak blisko, poczułam ścisk w żołądku.
– Kochanie, ale po co? Masz dziś przecież na później.
– No bo jak to tak… Chcę być przy tobie. – Zaczerwieniłam się i jestem pewna, że nawet przed wschodem słońca trudno było tego nie zauważyć.
Przytuliłyśmy się, ale na szybko. Pomimo niezgody z jej strony wstałyśmy obie.
– Nie stój nade mną, proszę – powiedziała, kiedy ubrana w puchaty szlafrok przyglądałam się, jak szuka patyczków do czyszczenia przekłuć.
– Och, oczywiście. – Odeszłam na bok i po chwili zastanowienia zaczęłam sprzątać po wczoraj. Ona oczywiście miała rację. Nie było logicznego powodu, bym wstawała tak wcześnie. Ja jednak tak bardzo chciałam być przy niej. Przygotować śniadanie, zapakować prowiant… Kocham ją.
Podeszłam do nocnego stolika. Zebrałam zmięte listki papieru toaletowego. Były pełne kataru i łez. „Zeszłoroczne śmieci! Ale jestem nieporządna”, zażartowałam w myślach, jak niemal każdy w pierwszych dniach po sylwestrze. Owe zeszłoroczne łzy otulały mnie jeszcze poprzedniej nocy. Troskliwie obmywały i uziemiały sztormowe chmury, które od jakiegoś czasu kłębiły się w moim brzuchu. Nie myślałam jednak o tym, wyrzucając je do kosza.
Pościeliłam łóżko i włączyłam nam światło, czym przypieczętowałam swoją decyzję o rozpoczęciu dnia. Przypadkiem zahaczyłam o małą szafkę. Butelka po bezalkoholowym piwie stłukła się z brzękiem.
– Och, kochanie, połóż się jeszcze – powiedziało zmartwione.
– Nie, nie, już sprzątam. – Zrobiłam to, ukrywając wstydliwe spłonięcie pod kapturem szlafroka. Pomyślałam o papierze toaletowym w koszu na śmieci. Zrobiło mi się zimno.
Nie była głodna, wzięła jednak kawałek ciasta marchewkowego własnej mistrzowskiej, roboty by nie wyjść o pustym żołądku. Trochę żałowałam, że to nie ja przygotowałam jej posiłek. Poszła myć zęby, a ja w tym czasie nastawiłam wodę na jajka dla siebie. Wyszło z łazienki i posłało do mnie nieco zasmucony uśmiech. Rozmawiałyśmy już o tym, jak nie lubimy powrotów po przerwach świątecznych. Podążyłam za nią wzrokiem. Po chwili zorientowałam się, że moje ciało również… Spryskała się perfumami. Wyglądała wspaniale. Było ubrane w moją bluzkę, ale to ono sprawiało, że zwykły kawałek materiału stawał się piękny. Może to niezbyt oryginalna myśl, ale przy niej czułam się jak właśnie taki kłębek nitek i haftów. Dla niego byłam najpiękniejsza. Ono Widziało mnie tak, jak tego pragnęłam, tak, jak sama chciałabym umieć na siebie patrzeć.
Poszłyśmy do przedpokoju. Włożyło buty, a ja podałam mu kurtkę. Odwiesiłam ją wcześniej na inny wieszak niż zazwyczaj, po tym jak obserwowałyśmy z balkonu fajerwerki obwieszczające głośno nowy rok. Było wtedy zimno, ale tylko na zewnątrz. Chciałam zjechać z nim windą i pożegnać się dopiero na klatce, jednak stanowczo zaoponowało.
– Pysiu, nie. Jajka są już gotowe, ty idź i jedz.
– Och, ale na pewno?
– Na pewno, taką mam potrzebę.
Skinęłam głową, po czym trzeci raz tego poranka poczerwieniałam jak wiśnia. Do oczu napłynęły mi łzy.
– Kocham cię – wyszeptałam. Nie chciałam, by echo rozniosło to wyznanie i zakłóciło intymność chwili.
– Ja też ciebie kocham. – Przytuliłyśmy się mocno i ucałowałyśmy czule. Uważałam przy tym, by nie zahaczyć o nowy kolczyk na jej nosie. Winda przyjechała, a kropelki na moich pyzach stały się gęste jak deszcz na szybach w trakcie burzy.
– Och… – jęknęła współczująco i z troską. Wsiadła do windy i już po chwili zniknęła. Do końca patrzyłyśmy sobie w oczy.
Zazwyczaj słuchałam czegoś do śniadania, jednak teraz chciałam, by nic nie rozcieńczało moich emocji. Zjadłam półmiękkie jajka i poszłam się umyć. Nie byłam pewna, czy mam na to czas, ale zaryzykowałam. Zdjęłam ubrania i umiejętnie zgięłam się tak, by nie być w pełni Widoczną w lustrze. Wciągnęłam też brzuch, ale delikatnie, żeby nie wyglądało to nienaturalnie i żeby nie naruszyć skumulowanych w nim emocji. Pod prysznicem byłam natomiast jak zwykle lekko wypięta. Nie chciałam Widzieć choćby odbicia mojej wulwy.
W pokoju ubrałam się po długiej walce z samą sobą. Wszystko było albo za mało za duże, albo z nieprzyjemnego materiału. W końcu zdecydowałam się na to drugie. Włosy upięłam wysoko. Efekt niestety mi się nie spodobał. Czułam, że mam zbyt szerokie ramiona, a twarz zdecydowanie wyglądała tego dnia dosyć kwadratowo. Byłam pełna konturów, zbyt wyraźna. Wyszłam z pokoju. Już ubrana, miałam zamykać mieszkanie, kiedy przypomniałam sobie o lekach. Wróciłam i połknęłam je bez popijania. Wstali moi rodzice. Tego dnia wzięli wolne. Przywitałam się z nimi, niepewna, i zaraz ich pożegnałam, zatrzaskując drzwi. Gdy zjeżdżałam windą, myślałam o tym, jak oni mnie Widzą. Jako ich córkę? Jako ich córkę lesbijkę?
W tramwaju słuchałam naszej wspólnej playlisty i wyglądałam przez okno. Z upodobaniem zanurzałam się w zakochaniu. Jednak im bliżej szkoły byłam, tym bardziej narastał chłód. „Ona też tam będzie”, pocieszałam się.
W szkole, jak zwykle, wszyscy na mnie patrzyli. Czy to w toalecie, na korytarzu czy w klasie… Tam zawsze czułam podwójnie swoją Widoczność, zdana na łaskę uczniów i nauczycieli. Wiedzieli o mnie, znali mój sekret. By odciąć się od lasu ich ciemnych myśli i spojrzeń, zaczęłam pisać. Zawsze robiłam to w szkole.
Lekcja minęła szybko. Poszłam się z nią spotkać. Gdy tylko je zobaczyłam, wszyscy inni natychmiast odwrócili wzrok. Poczułam ciepłe rumieńce wychodzące na policzki. Tylko ono to Widziało. Oddałam jej czapkę, której rano nie mogłyśmy znaleźć, i życzyłam powodzenia w nauce biologii – to z jej powodu nie mogła zostać ze mną na całą przerwę. Zniknęła w klasie i znów wszyscy zaczęli mnie lustrować. Wróciłam do zeszytu z niedokończonym opowiadaniem. Miałam pisać dalej, jednak do końca przerwy zostało już tylko kilka minut. Nawet nie skończyłabym myśli. A opowiadanie miało być dokładne, tylko wtedy czytający mogliby naprawdę zobaczyć jego sens. To zastanowiło mnie na dłużej. Jak zobaczyłaby mnie moja osoba czytelnicza? Jako postać? Historię? Czy podczas lektury byłoby jej chłodno? Gorąco?
Wszystko przerwał dzwonek na lekcję. Nie czułam ani zimna, ani ciepła. Uciekłam skutecznie.
Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w magazynie kobiet queer* „LesBiLans” wydawanym przy okazji Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer.