Dziegieć śmierdzi, ma ohydny smak i psuje beczkę miodu. Oczywiste? Niekoniecznie. Wydaje się, że lesbijski* dziegieć w tęczowej beczce miodu to samobój, „kalanie własnego gniazda” i wstecznictwo, a my przecież mamy patrzeć w przyszłość – świetliście, terapeutycznie i progresywnie. Szeroka droga – neoliberalna i mainstreamowa – już dawno została wytyczona. Nurt krytyczny, który poszukuje alternatyw i wymaga debat, a nie inb w social mediach, powoduje zbędne spowolnienie, czyli ugrzęźnięcie w dziegciu. A co, gdyby dziegieć potraktować inaczej, w jego pierwotnej funkcji: odkażająco-przeciwzapalnej, której efektem ma być przyspieszone gojenie?
Odzyskajmy więc dziegieć, by dzięki niemu zweryfikować jakość tęczowego miodu, i jego zawartości w opowieściach lesbijskich*. Lubimy przecież w świecie queerowo-feministycznym odzyskiwać pojęcia, ich znaczenia i moc. Czy tylko miodowe są: mityczne Lesbos i siostrzeństwo, lesbijki* w Netfliksie i les*coming outy w neoliberalnych mediach? Dla nas to miraż, którego nie wolno tykać niemal jak świętości. Żyjemy w przekonaniu, że będziemy widoczne, gdy ta iluzja się urzeczywistni. Wypatrując jej, tkwimy w przekonaniu o niewidzialności/niewidoczności – na przekór faktom politycznym, artystycznym, społecznym.
Wpatrując się w niewidzialność
Czujemy gniew i zmęczenie, słysząc od ćwierć wieku o niewidzialności lesbijek*. Ile można? Słowo „niewidzialność” działa jak wytrych, który daje złudzenie dostępu do „prawdy” o Lesbos i tłumaczy wszystkie lesbijskie* problemy. Tymczasem zwykle blokuje wgląd w sytuację i zamiast nas mobilizować, osłabia. Sprawia, że nie dostrzegamy wszystkiego, co zdarza się dzisiaj i co zdarzyło się wcześniej, każe nam wybiórczo patrzeć na fakty. Zaburza proporcje – bo jak ma się sytuacja lesbijek* w 2024 roku do sytuacji kobiet nieheteronormatywnych z początku roku 1990? Nie widzimy postępu i kręcimy się w kółko. Nie komunikujemy się, zatrzaskujemy się w swoich bańkach, czekając na wielki sukces medialny lub wiralową eksplozję.
Tęczowa społeczność nierzadko rozbija się właśnie o rzeczywistość, która demaskuje deklaratywność haseł poprawności, inkluzywności, równości. Usiłuje nawet wymazywać osoby i inicjatywy, lekceważy część swojej queerstorii – m.in. polską les*storię, która postrzegana jest jako niewystarczająca i niereprezentacyjna. Społeczność skarży się też na ograniczające stereotypy, a sama je produkuje. Przykładem jest stereotyp niewidoczności.
Mijają dekady, coraz więcej lesbijek* uczestniczy w powszechnej kulturze, a narracja pozostaje ta sama – jej osią jest niewidzialność, która nie znika z tytułów debat, paneli, podcastów czy wykładów. Dochodzi wręcz do zabawnego paradoksu: wydarzeń o niewidzialności jest coraz więcej.
Nasza niezgoda na replikowanie tego stereotypu oraz potrzeba uwolnienia les*kultury od zakleszczenia w tym myślokształcie sprawiły, że mamy już wieloletnią les*storię buntu wobec narracji o niewidzialności.
Wyimek: Mijają dekady, coraz więcej lesbijek* uczestniczy w powszechnej kulturze, a narracja pozostaje ta sama – jej osią jest niewidzialność, która nie znika z tytułów debat, paneli, podcastów czy wykładów. Dochodzi wręcz do zabawnego paradoksu: wydarzeń o niewidzialności jest coraz więcej
Trzy porcje dziegciu
Po raz pierwszy zamachnęłyśmy się łyżką dziegciu na tęczową beczkę miodu w 2014 roku, sprowokowane kolejną debatą o niewidzialności organizowaną przez Fundację Feminoteka. Zorganizowałyśmy pierwszą edycję Festiwalu O’LESS i zaczęłyśmy uważniej przyglądać się polskiej les*kulturze. Zobaczyłyśmy, że na ślepotę cierpi przede wszystkim tęczowa społeczność. Podjęłyśmy wysiłek przygotowania projektu „Kobieta nieheteronormatywna” – cyklu spotkań w Feminotece, podczas których skupiłyśmy się na lesbijskich* tematach. Zapowiadałyśmy tę inicjatywę słowami: „Czy wciąż słyszysz, że kobiety nieheteronormatywne są niewidoczne? Skąd takie przekonanie? Skoro działamy społecznie i politycznie, tworzymy sztukę, zakładamy rodziny, pracujemy naukowo, inicjujemy wciąż nowe akcje. Wbrew pozorom nieustająco wydeptujemy swoje miejsce w przestrzeni publicznej. Może robimy to za mało dobitnie, może niezbyt często. Pora więc to zmienić”. Ślad po naszych debatach pozostał w internecie1.
Drugą porcję dziegciu zaaplikowałyśmy w roku 2017. Wtedy magazyn „Replika” (nr 68) opublikował rozmowę lesbijskich* aktywistek, które zostały postawione pod ścianą, zbombardowane listą nielesbijskich coming outów, i miały się tłumaczyć z nieobecności kobiet nieheteronormatywnych w przestrzeni publicznej. Na okładce czasopisma znalazło się zdanie (nawet nie pytanie): „Dlaczego nie ma lesbijek”, potwierdzające trajektorię redaktorskiej myśli – niewidzialność lesbijek* to nieobecność, a wręcz nieistnienie. W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja, której efektem były nasz Manifest Lesbijskiej Inspiry oraz rozmowa opisująca sytuację kobiet nieheteronormatywnych w tęczowej społeczności2. Zainicjowałyśmy także cykl wywiadów, w którym przez dwa lata regularnie rozmawiałyśmy z kobietami nieheteronormatywnymi, kwestionując ich niewidoczność. W rezultacie powstało także nasze stowarzyszenie.
Kolejną łyżkę dziegciu dokładamy tym tekstem do „LesBiLansu”. Cieszy nas, że inicjatorki czasopisma chcą pogłębić debatę, jednak nadal krążymy wokół widoczności/widzialności. Mamy nadzieję, że w magazynie znajdziemy szerokie i różnorodne ujęcie problemu i wkrótce przestaniemy się na nim skupiać.
Otwierając oczy
Widzialność nie wzrasta od mówienia o niej – wzrasta, gdy działamy, tworzymy, debatujemy, gdy analizujemy, co robić i jak robić, gdy spieramy się o przyszłość, uwzględniając les*storię w każdym jej przejawie, i gdy ta przyszłość to nie tylko nurt asymilacyjny, ale również krytyczny; gdy eksperymentujemy – nie zważając na ekonomiczne i koniunkturalne trudności; gdy nie pomijamy siebie na przekór kapitalistycznej rywalizacji albo w imię fałszywej jednolitości przekazu. Widzialność wzrasta, gdy wspieramy niewsparte, a nie to, co już wzmocnione.
Widzialność nie wzrasta od mówienia o niej – wzrasta, gdy działamy, tworzymy, debatujemy, gdy analizujemy, co robić i jak robić,(…) gdy nie pomijamy siebie na przekór kapitalistycznej rywalizacji albo w imię fałszywej jednolitości przekazu. Widzialność wzrasta, gdy wspieramy niewsparte, a nie to, co już wzmocnione
Pożegnanie paradygmatu lesbijskiej* niewidoczności to nasza idée fixe. Pracujemy na dumne miano lesbijskich* dziegciar, by niewidzialność nie stała się cichą martyrologią, by nie znikało w niej, jak w czarnej dziurze, wszystko, co lesbijskie*. Czas już zmienić sposób widzenia rzeczywistości.