Kiedy byłam małym dzieckiem, myślałam, że żeby być lesbijką, trzeba być kobietą, która ubiera się po męsku. W taki sposób reprezentowane były lesbijki we wczesnych latach dwutysięcznych w zachodnich produkcjach, które można było obejrzeć u nas w telewizji. Innej reprezentacji nie było – nic więc dziwnego, że ten sposób wydawał mi się jedyny. Dopiero później dowiedziałam się, że ekspresja płciowa lesbijek jest bardzo różna i że taka, a nie inna ekspresja płciowa nie wyklucza bycia lesbijką. Klisza na temat tego, „jak wyglądają lesbijki”, do dzisiaj wyznacza, komu i jaka seksualność przypisywana jest na bazie wyglądu. Jeśli prezentujemy się bardziej męsko, mogą nam być odbierane nasza podmiotowość i autonomia decyzji co do tego, kiedy i z kim chcemy rozmawiać o naszej seksualności. Lesbijskość może również wtedy być nam przypisywana błędnie. Natomiast jeśli prezentujemy się bardziej kobieco, musimy walczyć o naszą widzialność.
Jak komunikować światu, że jest się lesbijką? Istnieją różne strategie. Możemy mówić o tym, że jesteśmy lesbijkami, za każdym razem, kiedy wchodzimy w nowe otoczenie. Gdy mamy partnerkę, jest to dosyć proste – dzielimy się tym faktem i to w zasadzie wystarczy. Nieco bardziej kłopotliwa jest sytuacja, gdy nie mamy osoby partnerskiej. Trudniej jest włączyć informacje o swojej seksualności do rozmowy „przy okazji”. Wtedy trzeba się posłużyć klasycznym wyznaniem: „Jestem lesbijką”, co wymaga nie tylko wyczucia właściwego dla siebie momentu, ale też sporego wysiłku. Bo coming out to spory wysiłek i za każdym razem trzeba robić go na nowo. Nie zawsze jest to również bezpieczne – skanowanie otoczenia w poszukiwaniu bodźców bezpieczeństwa, po których można poznać, że dane otoczenie jest przyjazne, to nieodłączna część queerowego doświadczenia.
Ale po co w ogóle tak się o tę widzialność starać? Czy to ważne, jak nas ludzie widzą? Chciałabym przyjrzeć się konsekwencjom dwóch scenariuszy i spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy widzialność się opłaca.
Co dla lesbijki oznacza bycie widzialną?
Zastanówmy się nad tym, co się wydarza po tym, jak się outujemy – kiedy ludzie już wiedzą, że jesteśmy lesbijkami. Istnieje pewien skrypt społeczny, który mówi otoczeniu, co robić, gdy w towarzystwie pojawia się lesbijka.
Do typowych pytań należą:
- Jak lesbijki uprawiają seks?
- Jak ty uprawiasz seks?
- Czy pokażesz mi, jak się całujesz ze swoją dziewczyną?
- Która dziewczyna w tym barze ci się podoba?
- Skąd wiesz, że jesteś lesbijką?
Taki jest, w pewnym sensie, koszt widzialności. Oczywiście płacimy go pod warunkiem, że ktoś uzna nasze słowa za prawdę. Bo zmoże się również zdarzyć, że coming out zostanie zignorowany i nasza dziewczyna pozostanie „współlokatorką”, ewentualnie „bardzo bliską przyjaciółką”. Intersekcja płci i seksualności w tym wypadku daje uprzedmiotowienie seksualne do entej potęgi, czemu towarzyszy niezważanie na nasze granice w kontaktach interpersonalnych.
Ujawnienie się to doświadczenie bycie zobaczoną – taką, jaką się jest. To moment delikatny, wrażliwy i związany z dużą podatnością na zranienie. Pewne momenty coming outów z czasem mogą stać się również źródłem radości czy dumy z tego, kim jesteśmy – budulcami naszej rezyliencji, czyli odporności psychicznej.
Co dla lesbijki oznacza bycie niewidzialną?
Oprócz oczywistych aktów wrogości i agresji, uprzedmiotowienia, fetyszyzacji czy zwykłego nieposzanowania granic możemy, oczywiście, otrzymać również wsparcie. W doświadczeniu akceptacji mogą się rozpuścić przez lata gromadzony wstyd, napięcie w ciele czy konsekwencje przyjmowania różnych strategii, których celem był hetero passing. Ujawnienie się to doświadczenie bycie zobaczoną – taką, jaką się jest. To moment delikatny, wrażliwy i związany z dużą podatnością na zranienie. Jako osoby queerowe zbieramy te doświadczenia, żeby w trudniejszych chwilach mieć z czego korzystać. Pewne momenty coming outów z czasem mogą stać się również źródłem radości czy dumy z tego, kim jesteśmy – budulcami naszej rezyliencji, czyli odporności psychicznej.
Punktem wyjściowym jest tutaj założenie, że jesteś osobą heteroseksualną. To oznacza, że ludzie robią na twój temat następujące założenia:
- Masz, miałaś lub chcesz mieć chłopaka/narzeczonego/męża.
- Podobają ci się mężczyźni.
- Twoimi byłymi partnerami są mężczyźni.
- Wcale nie postrzegasz kobiet jako potencjalnych partnerek.
- Nie podobają ci się kobiety.
- Nie doświadczasz dyskryminacji ze względu na bycie lesbijką.
- Wszystkie części ciebie są widziane.
Uczucie wywoływane przez założenie, że podobają ci się mężczyźni, podczas kiedy tobie podobają się kobiety, jest bardzo trudne do opisania. Osoby queerowe, które nie mówią otwarcie o swojej seksualności, doświadczają z tego względu chronicznego stresu. Na ten stres składają się następujące elementy:
- W zasadzie zawsze może ci zostać zadane pytanie, na które nie chcesz odpowiedzieć i na które musisz zmyślać odpowiedź.
- Ludzie robią na twój temat założenia, które są nieprawdziwe, co wiąże się z obciążeniem psychicznym.
- Możesz mieć wrażenie, że okłamujesz swoje otoczenie.
- Możesz mieć wrażenie, że ukrywasz coś bardzo wstydliwego.
Coming out może mieć, według badań, różny wpływ na nasze zdrowie psychiczne – w zależności od reakcji otoczenia i tego, czy po fakcie doświadczamy więcej dyskryminacji1. Uwidocznienie naszej orientacji może sprawić, że źródło chronicznego stresu znika. Wyjątkiem są oczywiście sytuacje, kiedy się outujemy i nasze otoczenie reaguje źle (duh!), co wpływa na pogorszenie się naszego zdrowia psychicznego.
Widoczność, mimo że może wiązać się z sytuacjami przekroczenia naszych granic, może również przyczynić się do zwiększenia poczucia naszej wartości czy integralności osobistej. Poczucie, że żyję w świecie, w którym jest miejsce dla mnie takiej, jaką jestem, jest wzmacniające. Również koszta niewidzialności mogą po prostu przewyższać koszta widzialności. Coming out można postrzegać jako inwestycję, o której do końca nie wiadomo, czy się zwróci. Możemy również wyjść poza ten indywidualistyczny rachunek zysków i strat i zrobić coming out w imię wartości – dla społeczności czy kolejnego pokolenia lesbijek.
Sama możliwość podjęcia o tym decyzji i zrobienia coming outu na własnych zasadach jest również pewnego rodzaju przywilejem, który nie każda z nas ma. Niektóre osoby nie mają wyboru, czy chcą być widoczne, czy nie – na przykład gdy ich wygląd wpisuje się w stereotypowe wyobrażenia na temat tego, jak ma wyglądać lesbijka, albo ktoś podjął decyzję, że sam je wyoutuje.
Lesbijskość może krzyżować się z innymi doświadczeniami, np. niebinarności, aseksualności czy aromatyczności, tworząc tożsamości niemożliwe, czyli takie, o których rzadziej się myśli. Im bardziej skomplikowana tożsamość, tym bardziej skomplikowany coming out.
Są również osoby, które nie mają jeszcze odpowiedzi na pytanie o seksualność: może jestem lesbijką, a może nią nie jestem? Lesbijskość może krzyżować się z innymi doświadczeniami, tworząc tożsamości niemożliwe, czyli takie, o których rzadziej się myśli, myśląc o byciu lesbijką. Coming out jako niebinarna lesbijka wymaga przedstawienia otoczeniu prezentacji na temat tego, w jaki sposób płeć wchodzi w relację z seksualnością, i dowiedzenia, że historia społeczności lesbijskiej to od zawsze również historia subwersji płci i nonkonformizmu płciowego. Coming out jako lesbijka w spektrum aseksualności i aromantyczności wymaga prezentacji na temat tego, jako skomplikowaną i kompleksową rzeczą jest pociąg seksualny i że to nie zawsze on przyciąga ludzi do siebie. Im bardziej skomplikowana tożsamość, tym bardziej skomplikowany coming out.
Coming out to narzędzie zmiany politycznej
Nie chciałabym jednak redukować coming outu do indywidualnej decyzji, gdyż jest to zbyt dużym uproszczeniem. Coming out w założeniu jest narzędziem zmiany politycznej. Robimy go po to, żeby było lepiej. Co więcej, jest również skuteczny – gdyby nie coming outy, nie byłaby możliwa polityczna i społeczna zmiana. Zarazem zaproszenie wszystkich do coming outu również nie bierze pod uwagę kompleksowej rzeczywistości. Rozwiązaniem może być podchodzenie do coming outów strategicznie: jeśli naszym celem jest wzmocnienie naszego dobrostanu, to coming out nie zawsze będzie dobrym pomysłem. Jeśli jednak naszym celem jest zmiana społeczna i niestraszne są nam jego konsekwencje, to coming out jest dosyć pewnym strzałem.
Widzialność bez poczucia bezpieczeństwa jest wystawieniem się na potencjalne doświadczenie przemocy. Na pytanie o to, czy warto jest walczyć o własną widoczność, nie ma jednej odpowiedzi.
Ten bilans zysków i strat trzeba robić, bo żyjemy w cisheteronormie. Gdyby nikt nie zakładał, że wszyscy są hetero, to nikt nie musiałby mówić, że tak nie jest. Widzialność bez poczucia bezpieczeństwa jest wystawieniem się na potencjalne doświadczenie przemocy. To właśnie na tym zbudowany został obecny ruch LGBTQIA+ – na jednostkach, które decydowały się na coming out kosztem swojego własnego bezpieczeństwa. Nie byxxbyśmy tu, gdzie jesteśmy, gdyby nie setki tysięcy osób, które zdecydowały się opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Siłę tej strategii pokazują również mechanizmy wymazywania queerowej historii i wpychania ludzi z powrotem do szafy. Na pytanie o to, czy warto jest walczyć o własną widoczność, nie ma jednej odpowiedzi. Rachunek zysków i strat coming outu pozostawiamy wam, on zawsze jest osobisty.
Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w magazynie kobiet queer* „LesBiLans” wydawanym przy okazji Lesbikonu. Kongresu Kobiet* Queer.
- E.D. Riggle, S.S. Rostosky, W.W. Black, D.E. Rosenkrantz, Outness, concealment, and authenticity: Associations with LGB individuals’ psychological distress and well-being, „Psychology of Sexual Orientation and Gender Diversity” 2017, nr 4(1), s. 54. ↩︎